FELIETON NOWIN. U nas do łask wraca drewno, w Irlandii torf, w Niderlandach lampy naftowe. A w Szwajcarii... donosicielstwo
Im bardziej staramy się być cywilizowani, tym zdaje się mniej nam to wychodzi. Zaordynowana przez unijnych urzędników rewolucja energetyczna, która miała wynieść nas na wyższy poziom cywilizacyjny – przynajmniej w kwestii energetyki, i będąca pośrednim tego efektem wojna w Ukrainie, powodują, że spora część Europy wraca w kwestii energetycznej do... korzeni.
Rewolucja energetyczna – Zielony ład – polegać miała na tym, że odchodzimy w Europie od paliw kopalnych i atomu, na rzecz odnawialnych źródeł energii – pozyskiwanej zwłaszcza ze słońca i wiatru. Oczywiście to teoria, bo w praktyce budowa gazociągów Nord Stream 1 i Nord Stream 2 dość jasno wskazywała, jaki jest „właściwy” kierunek. A ten miał być jeden – OZE, przynajmniej w retoryce, miały być priorytetem, ale potrzebny był czas przejściowy, w którym energię Europie miał dać rosyjski gaz, dystrybuowany na pozostałe państwa przez naszego zachodniego sąsiada, który miał zresztą dzięki temu zarabiać. To są fakty, na które wielu przed wojną miało zamknięte oczy.
Zachodni politycy, z zaprzęgniętym w tym celu unijnym aparatem urzędniczym, postanowili w swej „mądrości” (pytanie czy tam mądrość nie była opłacana z Kremla) uzależnić Europę od rosyjskiego gazu, co z kolei nasz wschodni sąsiad uznał za doskonałą okazję do poszerzenia swojego „imperium”. Wątpię czy Putin zdecydowałby się na podbój Ukrainy, gdyby nie sądził, że dzięki gazowemu szantażowi ma Europę pod butem. Że się przeliczył, że Ukraińcy nie skrewili i zamiast krótkiej wojenki, wyszła długa, pełnoskalowa wojna z bombardowaniami miast i zbrodniami wojennymi, wobec której Europa nie mogła zamknąć oczu? Słaba to pociecha, skoro dziś największą cenę za infantylizm i sprzedajność Zachodu – cenę krwi i niszczenia znacznej części kraju – płaci Ukraina. My zresztą też płacimy coraz więcej, choć akurat, na szczęście, nie tak jak Ukraina. Płacimy inaczej – brakiem energii i jej rosnącymi lawinowo kosztami.
A nie do tego jesteśmy przyzwyczajeni. Czym dalej na zachód Europy, tym bardziej przywykliśmy do wydawania pieniędzy na dobra, które niekoniecznie są nam niezbędne do życia, ale to życie znacznie umilają. Natura człowieka jest zaś taka, że jak się już do dobrego przyzwyczai, to niełatwo z niego rezygnuje. Jaki jest efekt? Otóż z Irlandii, której mieszkańców o ubóstwo chyba nikt nie posądza, płyną informacje o masowym pozyskiwaniu przez mieszkańców domów... torfu i jego suszeniu. Suchy torf dobrze się pali, daje ciepło. W Irlandii torf był w przeszłości stosowany jako opał, stosuje się go w przemyśle. Obecnie masowo wraca pod strzechy. W Niderlandach (Holandii), ze względu na wysokie ceny gazu, coraz więcej mieszkańców tego bogatego przecież kraju zamierza ogrzewać mieszkania przy pomocy turystycznych lamp naftowych, które służą nie tylko do oświetlenia, ale i ogrzania pomieszczenia. W Polsce wobec braku węgla i obaw o dostępność gazu, przeżywamy rekordowe zainteresowanie drewnem opałowym. Oczywiście, że powyżej opisane rozwiązania wynikają również ze zwyczajnego braku energii. Szwajcarzy za to się nie poddają. Do prymitywnych metod ogrzewania się nie zniżą. Za to zaordynują mandaty tym, którzy mają w mieszkaniach wyższą temperaturę niż 19 stopni C. I zachęcają do donoszenia na obywateli, którzy do nowego prawa się nie zastosują. Zdaje się, że pomysł Szwajcarów może okazać się modelowym. Które kraje następne? Może nasz? Wszakże już Słowacki pisał, że Polska zawsze była „papugą narodów”
Zaiste, dzięki „dalekowzroczności” polityków Europa wchodzi dziś na „wyższy” etap rozwoju cywilizacyjnego.