Miejsce dla prezydenta od ręki
Po wyborach wracamy do tego, co działo się kilka tygodni wcześniej. Zastanawiamy się kto drukował i rozprowadzał obraźliwe ulotki, łamał ciszę wyborczą, zrywał czy zaklejał plakaty konkurencji.
Szybko i bez problemów
Po pierwszej turze wyborów, kiedy było już jasne, że walka o fotel prezydenta pomiędzy Anną Białek i Mieczysławem Kiecą będzie wyjątkowo zacięta, prezydent ruszył do boju ze zdwojoną siłą. Najpierw na konferencji prasowej pojawiła się informacja o poparciu jego kandydatury przez biatlonistę Tomasza Sikorę, a zaraz potem na mieście pojawiły się billboardy z podobizną obu panów. Było ich 9, z czego 5 zawieszono na instalacjach reklamowych należących do miasta, a administrowanych przez Wodzisławskie Centrum Kultury. O udostępnienie powierzchni po pierwszej turze wyborów (21 listopada) wystąpił komitet Nasz Wodzisław, popierający Mieczysława Kiecę. Umowę podpisano już 23 listopada. Zaraz potem pojawiły się billboardy. – Dyrektor WCK wystawił rachunek na kwotę 300 zł za jeden baner. Jest to zgodne z ogólnie przyjętym cennikiem, który określa opłatę w wysokości 600 zł miesięcznie. Reklama wyborcza prezydenta była przewidziana na dwa tygodnie, więc połowę tego czasu, stąd 300 zł – wyjaśnia Barbara Chrobok, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Wodzisławiu. Pani rzecznik dodaje, że wcześniej w miejscach tych reklamowany był projekt „Miasto zmienia się dla Ciebie”, który właśnie dobiegał końca.
Tylko na słupach
Miejsce dla prezydenta popieranego przez PO znalazło się od ręki, choć inni spotkali się z odmową. – Zwracałem się do prezydenta z prośbą o wyznaczenie mi miejsc, gdzie mógłbym się zareklamować z wykorzystaniem plakatów i banerów. Prosiłem także o zgodę na powieszenie reklamy wyborczej na jednym z bloków administrowanych przez miasto. Odesłano mnie na słupy ogłoszeniowe, gdzie każdy może wywiesić plakat. Wynika z tego, że na mieniu miejskim wieszanie tego typu materiałów jest zabronione. Dlaczego więc prezydent może wieszać billboardy na słupach reklamowych należących do miasta? Czy to nie jest mienie komunalne? – pyta Mariusz Ganita, radny popierany przez PiS. Podobne problemy miał Józef Szymaniec, także popierany przez PiS. Jego baner po dwóch dniach ściągnięto z elewacji WCK tłumacząc, że na tego typu reklamę nie ma zgody.
Zakłócali ciszę wyborczą
Najgoręcej było dzień przed ogłoszeniem ciszy wyborczej. W piątek przed pierwszą turą wyborów wodzisławska policja zanotowała cztery przypadki łamania tejże ciszy. Dwa dotyczyły agitacji na rzecz kandydatów na radnych, jeden na rzecz Józefa Szymańca, kandydata na prezydenta i ostatni przypadek to agitacja na rzecz prezydenta Mieczysława Kiecy. Przed drugą turą zwolennicy obecnego prezydenta żadnej sprawy nie zgłosili na policję. Zgłaszał z kolei Wacław Mandrysz, pełnomocnik Anny Białek. – W sobotę przed drugą turą na budynku prywatnym przy rynku zaklejono plakaty naszej kandydatki plakatami prezydenta. Postanowiliśmy zawiadomić policję. Poza tym na stronie internetowej stowarzyszenia prezydenta „Nasz Wodzisław” pojawił się sondaż wyborczy, a to jest zabronione. Również i o tym wspomniałem funkcjonariuszom, choć oficjalnie tego nie zgłosiłem – mówi Wacław Mandrysz.
Czyje te ulotki
Kiedy wydawało się, że atmosfera przedwyborcza sięgnęła zenitu, w mieście pojawiły się ulotki. W piątek, kilka godzin przed ciszą wyborczą, rozniesiono je w niemal wszystkich dzielnicach miasta. Część wylądowała w skrzynkach na listy mieszkańców. W sposób obraźliwy i w niektórych punktach kłamliwy atakowały prezydenta Mieczysława Kiecę. Oberwało się natychmiast Annie Białek, która była główną podejrzaną. W naszym artykule sprzed tygodnia również i my napisaliśmy jakoby rywalka Kiecy była autorką ulotek. – Nie miałam z tym nic wspólnego. Nigdy nie widziałam tych ulotek. Ja swoje materiały podpisuję. Posądzanie mnie o takie zachowanie jest nieuczciwe. Tego samego dnia pojawiła się ulotka określająca mnie jako osobę uwikłaną w jakieś układy. Nie posądzam o to prezydenta Kiecy, bo nie mam pewności, że on za tym stoi – wyjaśnia Anna Białek.
Rafał Jabłoński
Za czynną agitację grozi grzywna w wysokości do 5 tys. zł. Większa kara grozi osobie, która podczas trwania ciszy wyborczej opublikuje wyniki sondaży wyborczych. Grzywna finansowa w tym przypadku może wynieść od 500 tys. zł do 1 mln zł.