Szczęście w nieszczęściu
W wtorek 25 czerwca przed południem w Połomi rozległy się strażackie syreny. Chwilę później przez wieś przejechał wóz bojowy miejscowej OSP na sygnale. Potem dołączyły do niego kolejne samochody z jednostek ratowniczo-gaśniczych w Wodzisławiu i Jastrzębiu. Strażacy szybko i sprawnie przystąpili do akcji gaśniczej, która trwała ponad dwie i pół godziny.
Pożar zauważył kilka minut przed jedenastą spawacz wykonujący usługi w jednym z domów. Prowadził on prace spawalniczo-ślusarskie w kuchni budynku mieszkalnego. Po odcięciu jednej z rurek zauważył dym wydobywający się zza ściany. Zapytał właściciela budynku co tam się znajduje. Był przekonany, że za ścianą jest łazienka. Okazało się jednak, że dym pochodzi z pomieszczenia gospodarczego w dobudówce, gdzie składowano słomę. Ślusarz chlusnął wodą od strony kuchni i szybko powiadomił straż pożarną. Jako pierwsza na miejscu zjawiła się miejscowa OPS. Potem przybyły dwie sekcje strażackie z Wodzisławia i jedna z Jastrzębia. Dymu było bardzo dużo, jak powiedział nam jeden ze strażaków widoczny był z daleka - już w okolicach wodzisławskiego Grodziska.
Strażacy podali dwa prądy wody na palącą się słomę a kolejnym chronili budynek mieszkalny przed przerzuceniem się ognia. Ściana domu była ciągle schładzana, co pozwoliło uniknąć rozszerzenia się pożaru.
Było bardzo duże zadymienie, wewnątrz przybudówki gospodarczej dym się kumulował, gdyż nie miała ona żadnych okienek - tłumaczy aspirant Marian Mecha, zastępca dowódcy Jednostki ratowniczo-Gaśniczej w Wodzisławiu, który brał udział w akcji. Bez aparatów ochrony dróg oddechowych nasze działania nie miałyby szans powodzenia. Przyczyną pożaru był brak zabezpieczenia przy pracach spawalniczych, które należą do pożarowo niebezpiecznych. Kiedyś podobny przypadek miał miejsce w Radlinie, gdzie przy spawaniu w zupełnie innym pomieszczeniu doszło do zapalenia się magazynu tapet. Początkowo podejrzewaliśmy, że przyczyną może być zwarcie instalacji elektrycznej lub nieszczelność komina. Ale w tym pomieszczeniu nie było w ogóle instalacji elektrycznej a przewód kominowy nie był używany.
W akcji brały udział 4 samochody bojowe i 12 strażaków. Spaleniu uległa słoma i pokrycie dachowe przybudówki, straty wyniosły około 3 tys. zł. Jednak dzięki szybkiemu powiadomieniu strażaków i sprawnej akcji gaśniczej udało się uratować mienie dużo większej wartości. Dom mieszkalny praktycznie nie ucierpiał. Marian Mecha wspomina, że podobnie było podczas pożaru starej stodoły w Marklowicach. Po jej dogaszeniu ktoś zajrzał do stojącej obok nowej stodoły. Okazało się, że w jakiś sposób ogień się do niej przeniósł. Szybka akcja pozwoliła uratować mienie o znacznie większej wartości niż spalona stara stodoła. Także w Połomi właściciele domu mieli wiele szczęścia w nieszczęściu.
(jak)