Wymęczyli zwycięstwo

Dla obu zespołów tegoroczna jesień kończy się nie najgorzej, bo bilans punktowy mają przyzwoity i świadczący o wysokich aspiracjach. Rezerwa Unii po remisie w poprzedniej kolejce straciła przewagę punktową nad Bematem i do niedzielnego starcia przystępowała wprawdzie jako lider, ale tylko dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu.

Goście nie dali sobą pomiatać i przez długi czas raciborska ekipa dosłownie biła „grochem o ścianę”. W pierwszych minutach piłkarze obu drużyn niby sporo biegali i kopali, starając się znaleźć najkrótszą drogę pod bramkę rywali, ale czynili to jakby bez zacięcia. Celnych strzałów brakowało, więc tak na dobrą sprawę obaj bramkarze nie przepracowali się za bardzo. Przyjezdni nastawili się na obronę i tylko kontrami próbowali uzyskać korzystny efekt. Choć wyszło ostatecznie na to, że to oni dominują - dziwnie ospali defensorzy Unii pozwalali im nazbyt często na bezkarne harce pod polem karnym, a w kilku przypadkach tak niefrasobliwie między sobą rozgrywali piłkę, że wręcz podawali rywalom na nogę. Już w 10 min. groźna szarża Jureczki powinna była uzmysłowić im, że rywala mają z „wyższej półki”. A po dwóch akcjach T. Sobeczki - minimalnie niecelnej główce tuż obok słupka oraz późniejszym woleju z 20 metrów - tym bardziej. Najgroźniejszą sytuację unici wypracowali sobie zaś dopiero po pół godzinie gry - Behrendt dorwał na przedpolu wybitą po zamieszaniu podbramkowym zbyt krótko piłkę, ale kopnął ją zbyt wysoko i Skowronek nawet nie musiał za nią patrzyć.

Goście zrewanżowali się dwoma niebezpiecznymi akcjami. Najpierw na prawej stronie zakręcił obrońcami T. Sobeczko, nikt jednak nie wykorzystał jego podania wzdłuż „piątki”. Po chwili niebywałym refleksem musiał błysnąć Wojnowski, gdy przy wyrzucie z autu zagapili się obrońcy i Jureczko główkował w światło bramki. Golkiper Unii sobie tylko znanym sposobem sparował strzał nad poprzeczkę.

W pierwszych minutach po przerwie rezerwiści Unii wciąż zbyt wolno i niecelnie rozgrywali akcje - a goście nadal śmiało kontrowali. Choć biegania za piłką było więcej, pożytku z tego nikt nie miał. Dopiero po godzinie gry coś drgnęło. Kto wie, jak potoczyłyby się losy spotkania, gdyby Sitek w fatalny sposób nie przestrzelił nad poprzeczką z kilku metrów idealnego dogrania T. Sobeczki. Mogło być 1:0 dla gości - po kilku minutach bramka wreszcie padła, tyle że dla gospodarzy. Unici zaczęli bardziej zgrywać się „klepką” i obrona Bematu pogubiła się. Decydującą akcję rozpoczął Cebula sprytnym podaniem do Tomasiaka - ten ściągnął na siebie w polu karnym obronców, po jego odegraniu Behrendt z kolei idealnie wystawił piłkę Frydrykowi i Skowronek nie zdążył sięgnąć jej, gdy zmierzała w długi róg bramki.

Kilka minut później golkiper gości popełnił sam błąd, spóźniając się do niegroźnej wrzutki z wolnego na pole karne i Marców wykorzystał to, zdobywając drugiego gola. Praktycznie na tym emocje się skończyły - gospodarze skupili się na pilnowaniu wyniku, a Bemat niezbyt radził sobie w ataku pozycyjnym - i jeszcze tylko soczysty strzał Pikuły z 30 metrów w słupek ożywił na parę chwil marznącą grupkę kibiców...          
Unia II Racibórz - Bemat Lyski 2:0 (0:0). Br.: 65. Frydryk, 68. Marców.
Unia II: Wojnowski - Kubiczak (60. Bembenek), Mużelak, Grochocki, Cebula, Postolak (80. Balarin), Frydryk, Marców, Tomasiak (75. Szczepanowski), Pikuła, Behrendt. Bemat: Skowronek, Dzierżenga, Nowak, Pilarek, Sznajder, Jureczko, Kwiczała, P. Sobeczko, Gaszka, Sitek, T. Sobeczko.

(sem)