Miód ze świerkowego pnia
Pawłowski pszczelarz miał w tym roku sporo na głowie. Raz, że powiększał pasiekę. Dwa, że pilnował swego nowego pomysłu - ula kłodowego. Ten ostatni to wydrążony pień świerka. Chciałem spróbować nowej konstrukcji, zobaczyć jak pszczoły zaakceptują inne warunki - wyjaśnił pszczelarz. Bez większych kłopotów rodzina pszczela zadomowiła się w pniu, przykrytym daszkiem z trzciny, uzbieranej gdzieś na Ocicach. Okrągła konstrukcja sprawiła, iż owady musiały inaczej zbudować ramki. Tradycyjnie przypominają one płyty - w ulu kłodowym plastry powstawały na ramkach drucianych, uformowanych w kształcie walca. Najmniejszy w środku, kolejne wychodziły na zewnątrz. Pszczoły wykorzystały do maksimum przestrzeń pomiędzy ramkami. Eksperyment się udał. Pszczoły produkowały dużo miodu i zaakceptowały inne warunki pracy - stwierdził Grabowski. O jakości samego miodu nie miał jednak okazji się przekonać, bo nie chciał niszczyć ramek - a tylko przez ich odwirowanie mógł pozyskać złocisty skarb.
Doświadczalny ul kłodowy to nie jedyna nowość w pasiece Grabowskiego. Przybyło mu uli - ma ich teraz w sumie 69. Planował to już przed rokiem, ale pszczoły zatruły się wówczas gorczycą. Pracy przy nich miał więcej. Ale też nie tylko miód z nich wyzyskał - najwięcej trafiło się rzepakowego, spadziowy był też niezły. Robił bowiem dodatkowo z wosku świece, a z mikstur propolisowych kremy i maści - leki z pszczelej apteki. Same miody też wzbogacał - pył-kiem, mleczkiem pszczelim, propolisem. Jego najbardziej udanym pomysłem jest miód kremowany warstwowy - na dole słoika kładzie miód z pierwszego miodobrania, na nich z kolejnych. Tworzy to trójkolorową mieszankę. Na dożynkach gminnych w Pietrowicach Wielkich wystawiał się z całym inwentarzem pasieki św. Ambrożego. Miał powodzenie.
Ten sezon, zakończony we wrześniu, był dla Grabowskiego całkiem niezły. Szczególnie dobra okazała się pora na spadź. Trochę przez przypadek. W lipcu jeden z moich synów miał wesele i z powodu nawału zajęć przy jego przygotowaniu nie założyłem w ulach pasków przeciwko warrozie. W sierpniu wystąpiła spadź, wyjątkowo sprzyjała temu pogoda. Gdyby w ulach były paski, wrześniowego miodobrania bym nie robił, bo lek rozszedłby się po ulu i miód nie nadawałby się do spożycia - powiedział. Inne miody też wyszły dobrze, choć najwięcej zebraliśmy rzepakowego. Mimo rozwoju pasieki nie ma dla niego znaczenia ekonomicznego, ile zbierze kilogramów. Cena miodu od paru lat pozostaje niezmienna, pracy i kosztów zaś często przybywa. W naszej branży też trzeba umieć się zaprezentować. Miodu w byle słoikach nikt już nie będzie chciał - wyjaśnił. W prowadzeniu pasieki pomaga mu żona Barbara. Na jej głowie spoczywają problemy z przygotowaniem słoików i nalepek. Znaczną część swych skarbów uzyskanych w sezonie oboje zużywają na swoje i rodziny potrzeby. I dzięki temu o lżejszych chorobach od dawna zapomnieli.
(sem)